W sztuce Ireneusza Iredyńskiego "Męczeństwo i przymiarką" reżyserowanej przez Jerzego Jarockiego cztery osoby na tle tej samej dekoracji - ponurego pokoju mieszczańskiego. Klimat tego pokoju spotęgował Marian Kołodziej przez połączenie bogato profilowanych mebli i czarnych, kwadratowych płaszczyzn, na które rzucono białe, faszystowskie kleksy. Na przestrzeni trzech aktów owe cztery osoby prowadzą na przemian dialogi mniej lub więcej ciekawe, ale akcja wiąże widza ze sceną. Jeden za drugim owe dialogi potęgowały nastrój obietnicy... wielkiej sztuki współczesnej, folklorystycznej nawet, bo typowe elementy broadwayowskiego teatru: "sex, crime i pathology" zostały "wzmocnione" echami powstania warszawskiego i kapitalnymi rozmowami przy wódce. Aktorzy grali dobrze, a zwłaszcza Tadeusz Wojtych błysnął gamą całego bogactwa swego talentu. Od pięciu lat obserwuję rozwój aktora, jego rzetelną pracę nad sobą i coraz to bardziej zaskakujące rezultaty. Rola
Tytuł oryginalny
"Męczeństwo z przymiarką"
Źródło:
Materiał nadesłany
Wieczór Wybrzeża nr 276