NIE całkiem wierzę Janowi Bratkowskiemu, reżyserowi, gdy utrzymuje, że debiut dramatyczny Iredyńskiego "jest satyrą na atmosferą nihilizmu". Nihilizm - mocne słowo - satyra zaś... to aktywność postawy, naprawa obyczajów, wymiatanie zła, dodawanie otuchy dobremu; pracowita to i użyteczna sprawa, być satyrykiem! Czy I. Iredyński coś tam naprawia, wymiata, komuś dodaje otuchy? Chyba abstynentom, jako że ludzie w jego sztuce zaprawiają się flegmatycznie, z przyzwyczajenia, "na amebę". Natomiast wierzę przedstawieniu, które Bratkowski w Ateneum ze sztuki Iredyńskiego zrobił. Wierzę w to, że materię tekstową sztuki - przedstawiającą raczej beznamiętnie ludzi i ich sprawy - potraktował z dyskretną ironią, z dystansem, z satyrycznym dystansem, jeżeli chcecie tak to nazwać. I miał rację. Czy za ludźmi takimi, jakimi ich przedstawił Ireneusz I. stoi prawda życiowa, fakty obyczajowe? Pytanie nietaktowne trochę, przykład
Tytuł oryginalny
Męczeństwo z przymiarką
Źródło:
Materiał nadesłany
Przegląd Kulturalny nr 7