Obiecywałem sobie, że nie będę porównywał przedstawienia Grzegorza Jarzyny z filmem Thomasa Vinterberga. Już w trakcie oglądania spektaklu wiedziałem, że nie będzie to łatwe. Nie tylko dlatego, że wersja teatralna jest inna od filmowej i że - dodam od razu - film zrobił na mnie większe wrażenie. Ale także i z tego powodu, że ciekawy scenariusz zamienił się w adaptacji Bo hr. Hansena w słaby dramat. Aby swój osąd uzasadnić, musiałbym przeprowadzić akademicki wywód na temat różnicy między filmem a teatrem - zmiana medium odgrywa tu bowiem zasadniczą rolę. Rację miała w każdym razie Justyna Golińska, która przegląd głosów krytyki po niemieckich premierach Uroczystości opatrzyła uwagą, że spektakle teatralne "pozostają tylko wariantami filmowego oryginału". Początek wydawał się intrygujący. Reżyser wykreślił pierwszą scenę (słusznie!); zaczyna się od spotkania braci - Christiana i Michaela. Na ułamek sekundy, w uchylonych drzwiach
Tytuł oryginalny
Męcząca uroczystość
Źródło:
Materiał nadesłany
Didaskalia nr 43/44