Lidia Zamkow nie lubi "Nie-Boskiej Komedii". Tak mi się przynajmniej wydaje po obejrzeniu przedstawienia "Nie-Boskiej" w warszawskim Teatrze Powszechnym w jej reżyserii (jak skromnie podaje program), a w istocie w jej inscenizacji i adaptacji. Nie jest to zbrodnia - nie lubić "Nie-Boskiej": to dramat kontrowersyjny, namiętny w negacji, mistyczny w afirmacji, na jego temat pisał Kazimierz Wyka: "Krasiński jest reprezentantem wstecznego nurtu w romantyzmie polskim, nurtu, który przemiany w narodzie polskim i walkę narodowowyzwoleńczą usiłował zahamować i zaciemnić w imię interesów arystokracji i reakcyjnej szlachty". Ci i owi krytycy są innego zdania. To i dobrze, niech trwa nadal ferment wokół tego utworu, który jedni nazwali, w uniesieniu, "największym chyba dziełem europejskiego dramatu romantycznego" (Jan Wiśniewski), a drudzy, po namyśle, "genialnym kiczem" (Przyboś). Kicz, ale genialny. Ktoś kładzie nacisk na pierwsze, ktoś inny na drugie oznaczenie.
Źródło:
Materiał nadesłany
"Perspektywy" nr 11