Nie tylko w teatrach otwartych na eksperyment (Nowy czy TR Warszawa), ale także bliższych realizmowi - w centrum problematyki przedstawień króluje przemoc okazywana przez człowieka człowiekowi, a nawet całym grupom społecznym - pisze Tomasz Miłkowski w Dzienniku Trybuna.
Takie były przedstawienia Teatru Współczesnego - "Trzecia pierś" Ireneusza Iredyńskiego (reż. Jarosław Tumidajski) i "Pan Ein i problemy ochrony przeciwpożarowej" Wiktora Szenderowicza (reż. Wojciech Adamczyk). Sztuka Iredyńskiego niemal sprzed pół wieku (1973) celnie identyfikuje mechanizm narodzin przemocy. W modelowej, rozpisanej na trzy postacie reprezentacji wspólnoty, która wybiera życie z dala od zgiełku cywilizacji zamiast szczęśliwego życia bez stresu pojawia się podejrzliwość, lęk, nadzór, a na koniec terror. Spektakl to wiarygodnie ilustruje. Komedia satyryczna Senderowicza nawiązuje do "Biedermanna i podpalaczy" Maxa Frischa. W obu dramatach w domach bogatych przedsiębiorców osiedlają się podpalacze. U Frischa to zwykła szajka rzekomych ofiar pożarów szalejących w mieście, nawet niespecjalnie kryjąca swoje zamiary, u Szenderowicza elita władzy, Zabieg, jakim posłużył się pisarz, polega więc na utożsamieniu władzy z przestępcam