To była próba samobójcza. Bo co kogo dziś obchodzi banalny małżeński czworokąt, w którym krzyżują się niespecjalnie silne namiętności. Salonowa komedia, którą odegrać można nie wstając nieomal z krzeseł, w repertuarze gwarantuje pustynię na widowni i wzruszenie ramion recenzentów. A przecież to nawet nie jest zwyczajna komedia spod znaku dobrych manier równie dobrego, choć nieco nadpsutego towarzystwa. To zbyt banalne jak na Thomasa Stearns Eliota. Powściągliwość autora "Jałowej ziemi" może dzisiaj mylić. Znacznie łatwiej zrozumieć jego intencję, oglądając nie wystawiany u nas od stanu wojennego "Mord w katedrze", niż "Coctail party" właśnie przygotowane w warszawskim Teatrze Kameralnym przez Macieja Prusa. Eliot usiłował przede wszystkim przywrócić życie teatrowi religijnemu. Nie tylko dlatego, że religijne są w istocie źródła teatru. W świecie "wydrążonych ludzi", pozrywanych nici tradycji, bogów, którzy odeszli, chciał, prz
Tytuł oryginalny
Mdławy coctail
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie nr 91