EN

30.03.2001 Wersja do druku

Mazurkieiwcz, bój się Boga!

W końcu XIX wieku Stanisław Dobrzański napisał "Żołnierza królowej Madagaskaru". W niepodległej Polsce Julian Tuwim i Tadeusz Sygietyński przerobili go na wesołą komedię muzyczną ze śpiewami i kankanem. Publiczność turlała się ze śmiechu. Niektóre kwestie z "Żołnierza" weszły do potocznego języka.
- Mazurkiewicz, bój się Boga!
- Kaziu, nie męcz ojca!

Gdy teatr plajtował - grał "Żołnierza królowej Madagaskaru" i kasa była pewna. Pamiętam w 1977 roku we Wrocławiu reżyserował "Żołnierza" Jerzy Grzegorzewski. Też było wesoło, bo artysta miał pomysł i w roli Kazia obsadził aktora nieco już przejrzałego, o warunkach predystynujących go raczej do roli Quasimoda, lub kogoś równie mało przystojnego. Chwytał za rękę Igora Przegrodzkiego (Mazurkiewicz) i zachrypłym głosem pytał: Dlaczego proszę taty, się boimy? A dlaczego, proszę taty, się nie boimy? My się boimy, czy się nie boimy? - Kaziu, nie męcz ojca! - karcił małego Mazurkiewicz. Boki zrywać, jak świeże wiśnie. Nie jestem jednak pewien, czy poprawił się stan kasy Teatru Polskiego. Mazurkiewicz to był stateczny obywatel z Radomia, podróżujący do Warszawy by zwalczać tam zgniliznę moralną. Gdy mu wpadł do ręki liścik jakiejś aktoreczki do bratanka ("Najsłodszy mój ciapuchno" - Ciapuchno! Straszna rzecz, te słowa grzechem cuchn�

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Mazurkieiwcz, bój się Boga!

Źródło:

Materiał nadesłany

Gazeta Wrocławska Nr 76

Autor:

Wiesław Wodecki

Data:

30.03.2001

Realizacje repertuarowe