Ostatnio w Komedii Francuskiej oglądałem kilka przedstawień Moliera. Choć bywały świetne, nie mniej od sceny fascynowała mnie widownia. Licealiści i studenci na popołudniówkach, wieczorem całe rodziny. Dziadkowie i smarkacze skupieni na "Don Juanie", rozchichotani na "Nadobnych wykwintnisiach". Biorą, swojego Moliera za pan brat. Bez nabożnej nudy i zadęcia wobec Narodowej Sztuki. Patrzyłem i zazdrościłem. My swoich wieszczów windujemy na piedestał i każemy kochać Mickiewicza za to, że wielkim poetą był. Z niejakim zawstydzeniem odwracamy się od tego, co w polskich dramatach romantycznych bywa fascynującą intrygą, i teatralną przygodą po prostu. A jak dalece bywać może - "Mazepa" Słowackiego świadczy jak na dłoni. Byle go grać i oglądać nie na kolanach. Bo przecież "Mazepa" z całym szacunkiem dla wielkiego poety - to także znakomita tragedia... kryminalna. Sztuka rodem z powieści płaszcza i szpady, z ducha melodramatu. Historia rodzinn
Tytuł oryginalny
Mazepa - klasyka bez koturnów
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Bałtycki nr 18