KOMEDIE Oscara Wildera stanowią bardzo specjalny gatunek teatralny - kiedyś modne i nie schodzące ze scen, dziś pojawiają się z rzadka. Straciły wiele ze swych walorów.
To co w nich pozostało, świetny język, dowcip, błyskotliwy humor i owe przysłowiowe paradoksy, a także dobre role dla aktorów i pełnowymiarowe postacie - to wszystko może nas bawić tylko wówczas, gdy będzie potraktowane z jeszcze większym dystansem niż zostało napisane. W Teatrze TV przedstawiono nam parę - lordostwo Chiltern. Kryształowe dusze, bez skazy, wzory prawości i uczciwości, którym zły los i ślepy przypadek chciał popsuć szczęście domowe i publiczne, tylko dlatego, że pewna zła kobieta wykryła lordowski grzech młodości. Ale przecież Wilde wykpiwa, ośmiesza i wyśmiewa tę nieskazitelność, prawość, niezłomne zasady. Pokazuje pozory i paradoksy wielkoświatowego życia, zakulisowe machlojki i wysoko podniesione czoła. Lord Goring prowadzi grę z pozycji człowieka, który dobrze zna świat, do którego należy i wcale go nie poważa. Maksymy wypowiada z pełnym cynizmem, a nie z dobrego, uczciwego serca. Tylko pani Cheweley gra tu w otw