"Mąż i żona" Aleksandra Fredry w reżyserii Jarosława Kiliana w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Witold Sadowy.
Zacznę od tego, że za długo żyję i za dużo widziałem znakomitych i mniej znakomitych przedstawień w swoim życiu. Siłą rzeczy zachowałem je w pamięci. Mam więc skalę porównawczą. Dlatego też wiele dzisiejszych przedstawień oceniam krytycznie. Ale świat się zmienił. Zmieniło się też i moje spojrzenie na dzisiejszy teatr. Problem pożądania, zdrady małżeńskiej, kłamstwa, obłudy i prawdziwej czy nieprawdziwej wiary w Boga, jaki Fredro porusza w swojej komedii, mimo upływu lat pozostał nadal ten sam . Dlatego nie wiem, jak należy podchodzić dziś do klasyki i czy w ogóle należy po nią sięgać? Zwłaszcza przerobioną często bez sensu. Z takim też uczuciem niepewności szedłem do Teatru Polskiego na nową premierę "Męża i żony" w reżyserii i inscenizacji Jarosława Kiliana. Cenię go jako człowieka i artystę. Jego wiedzę, doświadczenie, wrażliwość, kulturę i inteligencję. Widziałem wiele jego prac, które mi się podobały