- Lubię swoje spektakle, gdziekolwiek je robię. I zawsze robię je przede wszystkim dla siebie. Oczywiście, jeśli moja praca spotyka się z akceptacją, to cudownie. Jeśli publiczność je kocha, jestem szczęśliwy. Świetnie, jeśli spotykają się z uznaniem krytyków, ale najważniejsi są dla mnie artyści, bo to oni są dla mnie partnerami - mówi Mauricio Wainrot, choreograf "Wieczoru latynoamerykańskiego", którego premiera odbędzie się w Operze Bałtyckiej 22 czerwca.
Łukasz Rudziński: Jak doszło do tego, że realizuje pan w Gdańsku "Wieczór latynoamerykański"? Mauricio Wainrot: Podczas wakacji spotkałem się z José Marią Florncio, dyrektorem muzycznym wieczoru, który zapytał mnie czy zgodzę się przygotować choreografię do utworów Piazzolli i Ginastery. Zrealizowałem już wcześniej kilka spektakli poświęconych Astorowi Piazzolli. Jego wrażliwość bardzo mi odpowiada. W Gdańsku realizuję również suitę "Estancia" Alberto Ginastery, której nigdy wcześniej nie robiłem. Gdy zapytał czy to zrobię, powiedziałem: "oczywiście, czemu nie". I wtedy zaczęliśmy rozmawiać również na temat "Anny Frank" do muzyki Béli Bartók, która jest dla mnie czymś bardzo, bardzo wyjątkowym. Właśnie balet "Anna Frank" znajduje szczególne miejsce w pana twórczości. Przygotował pan go już kilkanaście razy. Czemu tak często pan do niego wraca? - Zgadza się. Dotąd już 16 razy wystawiłem balet "Anna Frank", ten przygot