Matka nosi liliowate różowości amerykańskiej starszej pani, cała jest w uśmiechach, filuternościach, łobuzerskich grach i podstarzałej dziewczęcości. Ma twarz, figurę i gesty Ryszardy Hanin. Córka jest stworzeniem koło czterdziestki, ubranym w dżinsy i długi sweter, pali masę, masę papierosów, nie uśmiecha się, nerwowo porządkuje szafki kuchenne, bez przerwy zajęta, chmurna i bez reszty - od pierwszego rzutu oka - skrachowana życiowo. Tym wrakiem w wydaniu nerwowego kopciuszka jest Ewa Decówna. Wystrzał pada raz i kończy akcję, która jest akcją jednego wieczoru w pewnym amerykańskim domku zamieszkanym przez matkę-wdowę i córkę-rozwódkę cierpiącą na przypadłości nerwowe. Rzecz cała demonstrowana jest w Sali Prób Teatru Dramatycznego. Nazywa się "Mamo, dobranoc" i jest dwuosobową, drugą już na naszych scenach (po Wyjść w Teatrze Powszechnym) sztuką amerykańskiej dziennikarki Marshy Norman. Pani Norman od kilku lat uchodzi za gw
Źródło:
Materiał nadesłany
Tu i Teraz nr 14