Zadziwiająca jest odporność sztuk Stanisława Ignacego Witkiewicza, które wytrzymują zarówno gmatwaninę komentarzy, interpretacji, narastających wokół twórczości i filozofii artystycznej Witkacego jak i realizatorskich udziwnień, które towarzyszyły wielu powojennym inscenizacjom jego sztuk. Na szczęście od czasu do czasu zdarza się przedstawienie, którego reżyser odgrzebuję te sztuki spod stosu komentatorsko-inscenizacyjnych rupieci. Dobrze więc, że ujrzeliśmy "Matkę" Witkiewicza w reżyserii Erwina Axera i na scenie jego teatru, który niestrudzenie manifestuje swoją wierność wobec tekstu i zaufanie do aktorów. W "Matce" nakładają się pogłosy ibsenowskiego realizmu psychologicznego skomplikowane przez stringbergowską wyobraźnię skonfrontowaną z lękami egzystencjonalnymi człowieka, którego osobowość zostaje zagrożona przez postęp cywilizacyjny rzekomo uśmiercający indywidualizm. Ten indywidualizm w wydaniu Leona jest jednak dość mętny i
Tytuł oryginalny
"Matka"
Źródło:
Materiał nadesłany
Słowo Powszechne nr 157