Transplantacja sztuki Edwarda Bonda "Lir" na grunt polski nie okazała się zabiegiem szczególnie szczęśliwym. Niechybnie inscenizator, aktorzy, scenograf - uczynili wszystko, aby spektakl wypadł pod względem artystycznym możliwie najlepiej. Tak też się i stało. Aktorzy grają wyśmienicie, mistrzowski popis gry Tadeusza Łomnickiego może nawet zachwycać, a mimo to... Pełny wygłos dzieła sztuki, szczególnie teatru, zależy w dużej mierze od kontekstu społecznego i świadomości historycznej odbiorcy. Nie chodzi wcale o to, że "Lir" Bonda nawiązuje do słynnej tragedii szekspirowskiej, ani tym bardziej o to, że tym samym nawiązuje do legendy brytyjskiej. "Lir" nie jest obciążony jakąś specyficzną "angielskością", która stanowiłaby barierę dla pełnego zrozumienia dzieła. Rzecz w tym, że sztuka Bonda wyrasta z atmosfery frustracji i zagubienia zachodnioeuropejskiego intelektualisty, który patrząc smętnie na podzielony świat, nie odnajduje
Tytuł oryginalny
"Maszyna do wydłubywania oczu"
Źródło:
Materiał nadesłany
Walka Młodych nr 21