Nie liczy się jakość, ale ilość. Nic dziwnego, że szkoły rosną jak grzyby po deszczu.
Coraz więcej polskich celebrities wykorzystuje chwilę sławy, by zarobić. Prowadzą zajęcia z aktorstwa, uczą, jak przemawiać, a nawet jak tańczyć. Łapią się byle okazji, byle tylko zasilić swoje konta. Pytanie tylko, czy warto szargać nazwisko, by oferować niewiele za tak wiele - pisze Marta Kawczyńska w Super Expressie.
Jednym z pierwszych aktorów, który założył szkołę, ale tylko po to, by poszukać następców, był aktor Jan Machulski [na zdjęciu] (78 l.). - Pedagogiem zostałem, bo chciałem przekazać coś młodzieży. Lubię uczyć - wyjaśnia. Z żalu dla studentów Szkoła firmowana jego nazwiskiem powstała trochę przez przypadek. Z inicjatywą wyszła warszawska filmówka przy ul. Chełmskiej. Machulskiemu i jego żonie zaproponowano prowadzenie wydziału aktorskiego. Ale chętnych było niewielu, raptem 15 osób. Szkoła filmowa zrezygnowała, ale Machulski nie odpuścił. - Zrobiło nam się żal tych studentów. Zaproponowaliśmy , że my zaczniemy ich uczyć - opowiada aktor. Dziś szkołę skończyło już ponad 100 aktorów. Mogą pochwalić się dobrym warsztatem. Za naukę nie musieli dużo płacić. Raptem po 100 zł miesięcznie. Żyją mrzonkami Słono każą sobie za to płacić gasnące gwiazdy polskiego kina. Po latach tłustych, sukcesie "Psów" i "Sary", dla