Przy lekturze powieści i sztuk Doroty Masłowskiej historia na ogół się powtarza. Choćby nawet w trakcie lektury na to i owo się narzekało, koniec końców językowy żywioł wciąga, malownicze kulfony stylistyczne i trafne, karykaturalne formuły czepiają się pamięci jak rzepy i rezonują w niespodziewanie wielu okolicznościach - tak że wkrótce, mimo woli, zaczyna się mówić Masłowską. Na wysokokalorycznej językowej pożywce bujnie wyrastają u niej wizerunki statystycznych Polaków różnej maści i obrazy ich rodzimych środowisk, półświatków i światków. Wizerunki i obrazy bezlitośnie dosadne, przerysowane do śmieszności i obrzydliwości. Rzeczywistość wzbiera u Masłowskiej kompulsywnie i wylewa się falami repulsji. Z napisaną w zeszłym roku na zamówienie TR Warszawa i berlińskiej Schaubuhne am Lehniner Platz sztuką dzieje się podobnie. Ten sam językowy żywioł, zaraźliwy styl. Ten sam werystyczny konkret połączony z karykaturaln
Tytuł oryginalny
Masłowska bezmięsna
Źródło:
Materiał nadesłany
Didaskalia Gazeta Teatralna nr 6