"Psubracia" Artura Pałygi w reż. Mateusza Znanieckiego w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Maciej Stroiński.
Pewnego dnia polski teatr się zajedzie tym zrzynaniem z kina. Skoro już nawet Pałyga to robi, znaczy: idzie przesilenie. Jakby świeżo odkrył postmodernizm i uważał wyklejanki z najntisów za ostatni krzyk mody. Lepi z Tarantino, "Fight Clubu", "Trainspotting", "Króla lwa", z wypadem wstecz (Brando w "Ojcu chrzestnym") lub wprzód (Travolta i Jackson z bananem zamiast guna - by Banksy). To oczywiście nie narusza prawa autorskiego, ale do tego przywykłem, że w teatrze polskim nie istnieje kradzież, tylko peer-to-peer. To się zemści estetycznie, jak niedawno z "ukrytą opcją niemiecką", z ctrl+c, ctrl+v z Castorfa, Pollescha i Ostermeiera. "Psubracia" uważają się za "hołd dla Tarantino". Tylko w jakim sensie? Mogli odpowiedzieć mu równie dobrym dialogiem, dobrą muzyką, napięciem, poczuciem humoru - zamiast czego dostajemy ciąg sucharów, przygrywki-przerywniki, zalążki riffów, brak scenografii i brak napięcia. Zdania jak to: "najgłębsze dno kurwa nie wi