- Polski teatr jedną nogą tkwi w socjalu, razem z jego etatami i bezpieczeństwem, a z drugiej chce być żywy, teraźniejszy. To znalazło wyraz w konflikcie o Teatr Wybrzeże, dokąd zostałam zaproszona na dyskusję i pewnie oczekiwano, że wypowiem się po stronie artystów przeciw urzędnikom. A to nie takie proste - mówi Joanna Szczepkowska w rozmowie z Danielem Passentem.
Daniel Passent: - Pani odejście z teatru to największa bomba, od kiedy 15 lat temu ogłosiła pani upadek komunizmu. Joanna Szczepkowska: - Nie przesadzajmy, wtedy chodziło o epokę, a teraz o jedno życie. - Ale w pani życiu to epoka. - Tak, odeszłam z konkretnego teatru i nie zamierzam przejść już do żadnego istniejącego. Natomiast nie zrywam z teatrem jako ze sztuką. Jeżeli dostanę jakąś fantastyczną propozycję roli albo sama napiszę sztukę, to rozejrzę się za miejscem. - Odeszła pani na skutek konfliktu z drugą gwiazdą... - Teatr jest trochę domem, a nie powinno się opowiadać, co dzieje się w domu. - Ale przy okazji wzięła pani rozwód z teatrem w ogóle. - Tak - rozwód "z powodu niezgodności charakterów". Każdy spektakl jest kompromisem artystycznym reżysera, aktora i innych, a ja już tego nie wytrzymuję. Już nie mogę być śrubką w mechanizmie, którym ktoś inny kręci. Doszłam do takiego etapu, że muszę zostawić swój własny ślad, w