"Śmierć Dantona" Georga Büchnera w reż. Barbary Wysockiej w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Marcin Pieszczyk w tygodniku Wprost.
Zdanie, że rewolucja zjada własne dzieci, to dziś już banał - szczególnie w odniesieniu do dramatu Büchnera. Dantona i Robespierre'a dzieli bowiem nie tylko - jak, nie przymierzając, Stalina i Trockiego - stosunek do rewolucji, ale też do życia. Bo "Śmierć Dantona" to dzieło rewolucyjne, lecz także egzystencjalne. Danton uważa, że trzeba nieco poluzować rewolucyjną śrubę nie tyle z powodów ideowych, ile dlatego, że jest zmęczony życiem. Przez zabawy z kokotami próbuje odsunąć fakt, że nudzi go codzienne wykonywanie tych samych czynności. Nie przewidział jednego - że w osobie Robespierre'a trafi na ideowca, ale również na zakompleksionego perfekcjonistę z odciętą sferą emocjonalną (coś wam to przypomina?). Dlatego w starciu z tym politykiem musi przegrać. Na szczęście my wiemy coś, czego u Büchnera nie ma - że Robespierre skończy w ten sam sposób, co wcześniej jego adwersarze. Dobra scenografia Barbary Hanickiej to już oczywistość. T