EN

5.10.2015 Wersja do druku

Marzena Sadocha: Nie wierzę w siku, kiedy wybuchają bomby!

- Jeśli publiczność wychodzi ze spektaklu, są tylko dwa wyjścia: siła uderzenia była za mała, widz nawet nie został draśnięty i woli pójść na piwo. Albo druga opcja: siła rażenia była za duża i widz właśnie ucieka w panice, żeby nie zostać poszkodowanym za bardzo - mówi Marzena Sadocha, dramaturg Teatru Polskiego, w rozmowie z Agnieszką Wolny Hamkało w Tygodniku Wrocław.

Agnieszka Wolny Hamkało: W sobotę premiera twojej sztuki "Media Medea" [na zdjęciu], którą w reżyserii Marcina Libera wystawi Teatr Polski. W teatrze istnieje powiedzenie, że żywy dramatopisarz nie zdarza się często. W jaki sposób żywy autor dramatu przydaje się podczas prób? Marzena Sadocha: To prowokacyjne pytanie? Żywi twórcy generalnie się przydają. Ale zwróciłabym uwagę na to, że mamy 250-lecie istnienia teatru publicznego w Polsce, a ten zaczął się od zamówienia nowego dramatu. Tekstu, którym król chciał skompromitować tępogłowych Sarmatów. Każdy dyrektor, który w tym roku nie zamówi nowego polskiego tekstu, powinien pamiętać, że podcina gałąź, na której siedzi. Jak dramat jako forma sztuki radzi sobie we współczesnym świecie? - Jak bomba podłożona w paryskiej redakcji. Gwałtownie i miejscowo. Film, literatura działają z opóźnieniem. Ich cykl produkcyjny zawsze będzie miał coś z refleksji, rzadko może towarzyszyć

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Nie wierzę w siku, kiedy wybuchają bomby!

Źródło:

Materiał nadesłany

Tygodnik Wrocław online

Autor:

Agnieszka Wolny Hamkało

Data:

05.10.2015

Realizacje repertuarowe