EN

9.01.2007 Wersja do druku

Martwy sezon w operze

Opera pod rządami Janusza Pietkiewicza nie wytycza nowych ścieżek, nie otwiera się na świat. Stała się nudna i przewidywalna. Czy taka ma być przyszłość narodowej sceny operowej?

W niedzielę w Teatrze Wielkim odbyło się przedstawienie "Rigoletta" wzorowane na inscenizacji Gilberta Deflo z mediolańskiej La Scali z 1995 r. Jego wznowienie władze Opery Narodowej nagłaśniały tak, jakby chodziło o premierę. Obejrzeliśmy spektakl utrzymany w realistycznej konwencji, z pietyzmem odtwarzający szczegóły renesansowej architektury, przytłaczający ogromem dekoracji i masą szczegółów. Wykonanie średnie, poza dobrym Mikołajem Zalasińskim w roli tytułowej i żenującym urugwajskim tenorem Juanem Carlosem Vallsem w roli księcia Mantui, frekwencja umiarkowana. Jednak Januszowi Pietkiewiczowi nie zabrakło dobrego humoru. Kiedy zaraz po rozpoczęciu I aktu, przedstawienie zostało przerwane na 20 minut z powodu zmiany dekoracji, wyszedł na proscenium i szerokim gestem zaprosił widzów do foyer na lampkę szampana z okazji rozpoczęcia karnawału. Tymczasem nie ma powodów do radości. Opera Narodowa ugrzęzła w marazmie. Propozycje repertuarowe jej

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał nadesłany

Gazeta Wyborcza -Stołeczna, nr 7

Autor:

Anna S. Dębowska

Data:

09.01.2007

Realizacje repertuarowe