Kto zna Martę Stebnicka wie, że gdy się uśmiecha, na policzkach ma figlarne dołeczki, a w oczach wiele życzliwości i dobroci. Taki uśmiech towarzyszył Jej również w ów marcowy wieczór, kiedy w PWST obchodziła swoje 90. urodziny w otoczeniu oficjalnych gości, przyjaciół i studentów - pisze Anna Stafiej w miesięczniku Kraków.
Marta Stebnicka - lwowianka z urodzenia, krakowianka z wyboru, paryżanka z marzeń... czego dowodem jej monodram "Dama z Montmartre", scenariusze i spektakle, których kanwą były utwory Jaques'a Brela, Georgesa Brassensa, Pierrea Jeana de Berangera, którego teksty nie tylko sama tłumaczyła na język polski, ale i do którego dziesiątki lat po jego śmierci... pisywała listy (!) Pierwsze oklaski i pieniądze za występy artystyczne zdobywała we Lwowie. Był początek wojny, rodzina ubożała, więc postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Wyprawiała się do odległej od domu dzielnicy Łyczakowskiej, by nikt z rodziny jej nie zobaczył, i na podwórkach kamienic śpiewała: "Płonie ognisko", "Tango Milonga", "Z młodej piersi się wyrwało...", a ludzie bili brawo i rzucali jej pieniądze. W ten sposób zarobiła na książki, zeszyty, ciepłe ubrania i kupiła plan Paryża, bo tam wędrowała w marzeniach. Nauczyła się go na pamięć, a bogata wyobraźnia prowadziła j