Tylko grono zaprzyjaźnionych osób wie, że MARTA DĄBROWSKA, eteryczna dziewczyna o subtelnej urodzie, w typie Mariny Vlady albo Kirsten Dunst, aktorka Teatru Polskiego w Warszawie, to córka WALDEMARA DĄBROWSKIEGO. Nie lansuje jej na salonach - a mógłby. Szef Teatru Wielkiego - Opery Narodowej ma duże możliwości.
W teatrze ojca Marta bywa rzadko. Nie przepada za operą. Dla ojca robi wyjątek. Ale VIP-room pełen polityków i celebrytów omija szerokim łukiem. Za to ojciec przychodzi do Polskiego na każdą jej premierę. Ogląda w skupieniu, potem komentuje. Marta rok temu wyprowadziła się z domu. Ma narzeczonego. Ale na wakacje z ojcem chętnie pojedzie. Jak kiedyś. - To prawda, że padłeś przed córką na kolana, byleby tylko nie zdawała do Akademii Teatralnej? Waldemar: Zrobiłem to, bo wiem, jaki to trudny zawód. Najpierw wielkie marzenia, potem momenty dramatycznych rozczarowań, nieustanne czekanie na propozycje... Casting za castingiem. Jedna aktorka na sto osiąga pełnię satysfakcji, bo dla kobiet w tym zawodzie czas biegnie inaczej. Więc chciałem temu zapobiec. Klęknełem, gdyż zobaczyłem dziecko wpółzłamane tremą. Miała na sobie ładną beżową sukieneczkę, a twarz jeszcze bardziej beżową. "Boże, jej życie będzie tak wyglądało. Marta!", ona zawinę�