Byłbym w nie lada kłopocie, gdyby mnie ktoś zapytał, o czym ta sztuka, jaki jej temat, jaka psychologia postaci. Wszystko w niej mgliste, niedookreślone i niedopowiedziane. Dialog przybiera narzuconą strukturę monologu. Postaci mówią nie do siebie, ale obok siebie. Nie istnieje między nimi żadna autentyczna komunikacja. Ich wypowiedzi są niespójne i chaotyczne. Czasem coś znaczą, coś wyrażają, lub ilustrują, czasem układają się w wielki bełkot: kaskady słów pustych, w środku wydrążonych, oddzielonych niejako od swego pierwotnego znaczenia. Płynna także staje się granica między rzeczywistością a fikcją, faktem a jego wyobrażeniem, jawą a snem. Te dwa porządki ustawicznie na siebie nachodzą, przenikają się. Nie można ich od siebie oderwać, rozdzielić. "Marsz" Mieczysława Piotrowskiego napisany jest w poetyce "teatru absurdu", poetyce znanej nam dobrze z utworów Ionesco, Becketta, Geneta, Witkacego, Różewicza... Poetyka ta przybiera tu form
Tytuł oryginalny
Marsz
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Powszechny Nr 28