Wyrwana ze snu przez telefon od razu zmienia głos i udając pokojówkę informuje, że Madame je obiad w Wersalu. Tak naprawdę od dawna nie ma już Wersalu - ani w życiu tej kobiety, ani w jej mieszkaniu, w którym żyje odizolowana od świata, coraz bardziej zgorzkniała, coraz ściślej osaczona przez rozmaite demony - o "Marlena. Ostatni koncert" w reż. Józefa Opalskiego w Teatrze Polskim w Warszawie pisze Wacław Krupiński w Dzienniku Polskim.
Te z przeszłości, gdy zdobyła sławę bogini ekranu i estrady (co przypomina wisząca obok łóżka peruka; "Podaj mi Marlenę" - prosi sekretarkę), te późniejsze, gdy poznała gorycz płynącą z konieczności porzucenia języka i ojczyzny, jak i obecną niemoc, będącą skutkiem wieku, kłopotów z coraz bardziej bezwolnym ciałem. Nie pomagają lekarstwa ani pita w coraz większych dawkach whisky. Bezradna jest zmuszana do jej podawania sekretarka, która zapisuje kolejne zdania do powstającego pamiętnika gwiazdy. Nie wolnego od mistyfikacji i nieprawd. "No i co z tego, zostaw tak, tak jest piękniej, romantyczniej" - mówi Marlena Dietrich do sekretarki, gdy ta przywołuje prawdziwe okoliczności śmierci Zbigniewa Cybulskiego - że nie miała związku ze spotkaniem z Marleną. "...uważam za swój obowiązek: podtrzymywanie wizerunku Marleny Dietrich, pozostawanie wciąż Marleną Dietrich. (...) Uczyniłam bardzo wiele, by ów wizerunek chronić" - wyznawała sędziwa