"Król Roger" w reż. Mariusza Trelińskiego w Operze Wrocławskiej. Pisze Marcin Gmys w Ruchu Muzycznym.
"Króla Rogera", największą polską operę wszech czasów, rodzime teatry wystawiają rzadko. Jest to po części rezultat kunktatorskiej postawy wielu dyrekcji polskich oper ("rzecz się nie sprzeda"), ale często także po prostu tandetnych gustów operowych włodarzy. Być może jednak za wstydliwy fakt, że w ostatniej dekadzie arcydzieło odkrywanego przez Zachód Szymanowskiego pojawia się dopiero po raz drugi, odpowiada... Mariusz Treliński. Treliński, który swym pamiętnym, wybitnym spektaklem sprzed siedmiu lat poprzeczkę ustawił tak wysoko, że dziś polscy reżyserzy operowi mogą się najzwyczajniej obawiać podjęcia tego wyzwania. Po drugiej, wrocławskiej realizacji "Króla Rogera" Trelińskiego, sytuacja mogłaby wyglądać jeszcze gorzej, właściwie beznadziejnie. Ale na szczęście tak się nie stanie. Już wiemy, że za kilkanaście miesięcy z Trelińskim zmierzy się nie byle kto i nie byle gdzie: Krzysztof Warlikowski w Opera Bastille, gdzie w partii tytu