Premiera "Damy Pikowej" w Operze Narodowej już za parę dni - 19 grudnia. Jednak choć jest przygotowywana w koprodukcji z berlińską Staatsoper, która wystawiła "Damę" rok temu, będzie zupełnie inna. Przede wszystkim odmienną koncepcję muzyczną ma kierujący tą stroną spektaklu Kazimierz Kord. Wyciął on m.in. fragment chóralny, za to przywrócił wykreśloną w Berlinie scenę z teatrzykiem-pastorałką, pokazującą w miniaturze, lekko i żartobliwie, tę samą opowieść, której dotyczy cała opera - o wyborze między miłością a bogactwem. Te parę zmian zgodnie z efektem domina spowodowało wiele dalszych; wiążą się one też z inną skalą warszawskiej sceny, o wiele większej od berlińskiej. W efekcie 60-70 proc. dekoracji powstało na nowo. Zupełnie inne od berlińskich są sceny w kasynie i na balu. Znikły też postacie lisów, symbolizujące siły diabelskie. Ale choć warszawska realizacja pozornie operuje realistycznymi środkami wyrazu, w wi
18.12.2004
Wersja do druku