- Politycy w większości nie obcują z kulturą, nie mają takiej potrzeby - z Mariuszem Grzegorzkiem, reżyserem i rektorem łódzkiej PWSFTviT, rozmawia Ewa Smolińska-Borecka w tygodniku Przegląd.
Ewa Smolińska-Borecka: "Trudne sprawy", "Pielęgniarki", "Zdrady", "Słoiki", "Komisariat", "Szpital", "Dlaczego ja?" Stacje telewizyjne emitują już kilkadziesiąt paradokumentów. Wyobrażałam sobie, że oglądają je głównie gospodynie domowe z miasteczek i wsi. Tymczasem namiętnym widzem tych programów jest rektor Filmówki. Jest także wielbicielem programów typu telezakupy. Nie do wiary! Mariusz Grzegorzek: Telewizja jest specyficznym zwierciadłem czasów, w których żyjemy. Internet poszedł o wiele dalej i głębiej, ale to telewizja generuje najbardziej zwichnięte formy odbijające rzeczywistość. Tym zwierciadłem wcale nie są programy informacyjne, czyli to, co budzi w narodzie powszechną namiętność. Dla wielu ludzi, w mojej rodzinie także, oglądanie TVN 24 jest rodzajem rytuału. Ja zaś wtedy opuszczam lokal. Natomiast bardzo lubię tropić ślady mentalnego zafałszowania czy wręcz swoistej paranoi, przejawiające się w niepojętych dla mnie programa