- Nigdy się nie zniżę do grania pod publiczkę. To przerażające, co teraz dzieje się z kulturą i sztuką. Byłem walczącym antykomunistą, ale pod jednym względem tęsknię za tamtymi czasami - ze względu na mecenat państwa.
W szczerej rozmowie mówi o swoich relacjach z żoną, problemach ze zdrowiem, walce z nałogiem i trudach zawodu aktora. Wyjaśnia też, dlaczego syn Bartek nie chce z nim pracować. Ostatnio nie ma pan chyba za dużo czasu na swoje pasje: łowienie ryb i rzeźbienie? - Rzeźbieniem zajmuję się tylko w trakcie urlopu, wtedy nie robię nic innego. Z łowieniem jest podobnie, głównie biorę udział w zawodach aktorskich, udawało mi się nawet czasem wygrać. Ale jakie ja potwory ciągnę za kołem polarnym! Halibuty, zębacze, brosmy, czerniaki, dorsze. W tym roku szykuję się na 50-kilogramowego halibuta. Pierwszeństwo ma chyba jednak praca nad nowym spektaklem muzycznym "Cohen-Nohavica" w teatrze Studio Buffo? - To jest moje wieloletnie marzenie. Na początku skupiałem się na jednym twórcy, na Nohavicy. Jego twórczość poznałem osiem lat temu i zachwyciłem się. Ten bard czeski niesłychanie wpasował się w moje gusta. Lubię twórczość ludzi niezwykłych, nietuzi