- Dziś uważam się za człowieka spełnionego, pod względem ról i finansowym. Wystarcza mi na rodzinę, na wnuki, na dzieci. Więcej mi nie trzeba. Mam dom na wsi, sam go zaprojektowałem. Spędzam tam pół roku. Oglądam bociany, robię sesje karciane. Przyjeżdżają koledzy, pitraszę im mięsiwa na grillu, a potem tak sobie gramy - mówi MARIAN KOCINIAK, aktor Teatru Ateneum w Warszawie.
Uwielbiany przez Polaków aktor Marian Kociniak (74 l.) tylko nam opowiada o czasach, kiedy poznał żonę Grażynę i jakie ciężkie chwile musiała z nim przechodzić. - Jako początkujący aktor mieszkałem z Romkiem Wilhelmim (...). Miał taką kliteczkę nad sceną teatru, obok sznurowni. Stało tam łóżeczko, maleńki stolik, nic więcej się nie mieściło. Często, jak nie było już pociągu do domu, zostawałem tam na noc. Przyznam się szczerze, że ja tam sypiałem, na kotarach w sznurowni... Sypiałem też z Grażynką, moją przyszłą żoną. Dyrektor Janusz Warmiński (...) chciał pomóc. "Panie Marianie, gdyby pan zapisał się do partii, to w ciągu tygodnia ma pan mieszkanie". Nie mogłem, ojciec by mnie zabił. Był antykomunistą, całe życie słuchał Wolnej Europy. W końcu przygarnęli mnie rodzice Grażynki. Aż pewnego dnia Andrzej Zaorski (68 l.), którego ojciec był ministrem kultury, powiedział, bym napisał podanie o mieszkanie. Napisałem