MARIA PESZEK nie jest zwykłą aktorką. Jest zjawiskiem. Zwykle obsadzana w rolach dziwacznych kobiet lub postaci z dziecięcego świata. Była już i Gelsominą z "La Strady", i... Kubusiem Puchatkiem. Teraz, w swoim najnowszym projekcie "miasto mania" - opowiada o sobie. Czyli Mani z miasta.
Zawsze chciała zostać artystką - najpierw cyrkową, potem operową, na końcu sceniczną. Trudno zresztą, od sceny uciec, kiedy ojciec, Jan Peszek, jest tej sceny geniuszem. I tak, zdała na PWST do Krakowa. Szybko zaczęła pracę w teatrze - najpierw pod okiem taty w "Sanatorium pod klepsydrą" według Brunona Schulza. Później dostała propozycje zagrania Małgośki w "Don Juanie" Moliera, w reżyserii Jerzego Grzegorzewskiego. Maria Peszek zagrała te role tak przekonująco, że dostała angaż w warszawskim Teatrze Studio. I tu zaczyna się jej "miasto mania". Warszawę poznawała kilka lat, zanim postanowiła zrealizować projekt o tym mieście. Chodziła po ulicach, przyglądała się znakom, według których każdego dnia tysiące samochodów grzecznie podąża wytyczonymi ścieżkami. Ludzie falują w zorganizowanym przez miasto tłumie. Czerwone - stop. Zielone - do przodu. Projekt "miasto mania" powstawał kilka lat. W międzyczasie Maria grała w teatrze. Pojaw