- Kiedy opiekowałam się chorym mężem i potem, kiedy zmarł, płynęły do mnie z Białegostoku słowa otuchy, współczucia i przyjaźni - mówi MARIA PAKULNIS, powracająca do Teatru im. Węgierki w Białymstoku rolą siostry Ratched w "Locie nad kukułczym gniazdem".
Kurier Poranny: Większość z nas ulega stereotypom. Myślimy "aktorka, gwiazda", a więc światła rampy, owacje, wielbiciele, kosze kwiatów. Przeciętnego odbiorcę zaskakuje informacja, że oto ta szczęśliwa gwiazda wychodzi z teatralnej garderoby lub z planu filmowego i wraca do domu, w którym czekają na nią bardzo przyziemne obowiązki. Maria Pakulnis: Ja nigdy nie pozwoliłam sobie na bycie "gwiazdą" w powszechnym rozumieniu tego słowa. To znaczy: nie sprowadzałam sensu życia do tego, aby godzinami leżeć w pachnącej pianie, z maseczką na twarzy po to, by wieczorem zrobić oszałamiające wrażenie. Przez lata prowadziłam normalny dom, byłam żoną i matką. Bez fałszywej skromności mogę powiedzieć, że jestem mistrzynią logistyki. Miałam zawsze każdy dzień zaplanowany co do minuty. Zawieźć syna do szkoły, odebrać, zrobić zakupy, ugotować obiad, zdążyć na próbę do teatru, poświęcić trochę czasu sobie. Po całym dniu wracałam wieczorem i