Nasza publiczność teatralna... Bardzo krytycznie pisała niedawno o tej publiczności w "Polityce" pewna Polka-teatromanka, tyle że mieszkająca stale w Anglii. Otóż w Anglii - pisała - w kraju, jak wiadomo, ludzi zimnokrwistych (to już moja uwaga), z natury powściągliwych, niewylewnych bynajmniej, a wiać zasadniczo odmiennych od nas, Polaków, widzowie teatralni rzeczywiście zachwycają się (lub nie) przedstawieniami, które oglądają, śmieją się, kiedy na scenie jest śmiesznie i płaczą, kiedy jest smutno. Polska publiczność inaczej - stwierdzała z zażenowaniem nasza rodaczka. Publiczność ta szuka przede wszystkim w teatrze potwierdzenia swoich własnych postaw i wyobrażeń, ogląda przedstawienie, wyczekując odpowiadających jej ewentualnie aluzji i podtekstów, a jeśli takie wyłapie - dopiero wtedy czuje się uszczęśliwiona i objawia swój zachwyt. Nie dla reżysera, nie dla gry aktora, ale dla tego, co w jego kwestiach odpowiada przywleczonym z sobą
Tytuł oryginalny
margines
Źródło:
Materiał nadesłany
Głos Szczeciński