W ubiegłym tygodniu, prawdopodobnie jak Polska długa i szeroka, ludzie zasiedli przed telewizorami w oczekiwaniu, że przeżyją coś niezwykłego. Chodziło o "Wielopole, Wielopole" Tadeusza Kantora - spektakl okrzyczany już niemal w chwili powstania przez kreujących opinie teatralne za niepowtarzalne arcydzieło. Tyle o nim pisano i mówiono, że prawie każdy, kto nie widział przedstawienia, musiał o nim usłyszeć. Mechanizm tworzenia MITU zadziałał w tym przypadku nadzwyczaj sprawnie i szybko. Ów mit zadecydował też, że emisja telewizyjna "Wielopola, Wielopola" miała uświetnić Międzynarodowy Dzień Teatru. Nie zamierzam bynajmniej dezawuować wartości artystycznej "Wielopola", ani też kwestionować oryginalności jego kształtu, chociaż zdarzało mi się oglądać w teatrze na pewno nie mniej oryginalne spektakle, że wspomnę chociażby o takim, jak "Plemię Ike" Petera Brooka. Pozwalam sobie tylko skromnie wyznać, że telewizyjna wersja "Wielopola" nie dost
Źródło:
Materiał nadesłany
Głos Szczeciński