Czy teatr jest marginalizowany w życiu publicznym? - zastanawia się w felietonie dla e-teatru Marta Cabianka
Wśród podsumowań, rozliczeń i bilansów minionego dwudziestolecia w polskim teatrze pojawił się głos zwracający uwagę na zjawisko marginalizacji teatru w życiu publicznym. A w każdym razie w życiu sfer rządowych. Jacek Sieradzki na łamach ostatniego "Dialogu" pisał, jak to nieszczęśni władcy komunistyczni straszliwie przejmowali się sceną i tym, co się na niej gra. Wyjątkowo efektowny przykład po temu można znaleźć w "Dziennikach" Jerzego Zawieyskiego (Warszawa 1983). Zawieyski, który był nie tylko dramatopisarzem, ale i członkiem Rady Państwa oraz katolickim posłem na Sejm, zaproponował Teatrowi Narodowemu swoją nową sztukę, zatytułowaną "Gdy płoną lasy". Zdaniem Kazimierza Dejmka, który miał co do niej obawy natury politycznej, decyzję w sprawie jej wystawienia mógł podjąć tylko Zenon Kliszko, ówczesny sekretarz KC i druga po Gomułce osoba w państwie. Ustalił jednak z Zawieyskim, że dramat przeczytają najpierw minister Motyka i Kazi