- Oczywiście, wiadomo, że nie wszyscy z nich znajdą pracę w teatrze. Moim marzeniem jest to, żeby szkoła wyposażyła tych młodych ludzi w taki sposób, że jeżeli nawet nie znajdą pracy stricte w zawodzie, to będą świetnymi specjalistami w bardzo szerokim wachlarzu dziedzin - mówi Marcin Perchuć, aktor i dziekan Wydziału Aktorskiego warszawskiej Akademii Teatralnej w rozmowie z Maciejem Kędziakiem w Legalnej Kulturze.
Przed rozpoczęciem rozmowy, czekając na Pana pod pokojem, słyszałem studentów aktorstwa, śpiewających podczas zajęć. Coś tam nucili, ćwiczyli gamę... Słychać było w tym ich głosie jeszcze sporo wiary, nadziei. Jak podtrzymać w nich właśnie tę wiarę, a jednocześnie dać im siłę do "przepychania się łokciami". Ta ostatnia, dzisiaj, to już codzienna, prozaiczna czynność. Nic - tak naprawdę - złego? - Tak ma Pan rację. Rzeczywiście ta szkoła jest, zawsze uchodziła za takie miejsce nie tyle niewinności, co czystej pracy, zachwytu, poszukiwania siebie i swojej wrażliwości. Odkrywania własnych możliwości w takich laboratoryjnych - trochę - warunkach... Podczas, kiedy świat jest przecież całkiem inny. A, żeby studenci mogli wyjść z pod tego klosza, rzeczywiście staramy się tę szkołę otwierać, bardzo, na zewnątrz. To znaczy od dwóch lat, kiedy jestem dziekanem, a rektorem Akademii Teatralnej został Wojciech Malajkat. Przede wszystkim