- Ja muszę mieć dobry powód, żeby wyjść na scenę. Żeby się nie wstydzić, muszę wiedzieć, że robię to w jakiejś sprawie - mówi Marcin Czarnik.
W teatrze grał u największych - Jana Klaty, Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego, Krystiana Lupy. Teraz podbija kina. Po sukcesie "Syna Szawła" László Nemesa Marcin Czarnik dla roli w "Schyłku dnia" tego samego reżysera nauczył się węgierskiego, jednego z najtrudniejszych języków świata. Nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. - Uprawiam ten zawód, żeby szukać człowieka, nawet w potworze - mówi Czarnik, który dołączył niedawno do zespołu stołecznego TR-u. Jaką rolę w "Schyłku dnia" odgrywa twoja postać? - Rzecz dzieje się w 1913 roku, na chwilę przed wybuchem I wojny światowej. Młoda kobieta wraca po latach do rodzinnego Budapesztu z zamiarem podjęcia pracy w ekskluzywnym salonie kapeluszniczym, który kiedyś należał do jej zmarłych w tajemniczych okolicznościach rodziców. Okazuje się, że nasza bohaterka ma brata, którego gram ja. Ale jako że ten film to jedna wielka zagadka, widz nie wie, czy brat istnieje naprawdę. Wszystko dzieje si�