Biegała długie dystanse. Cokolwiek robiła, było obliczone nie na błysk i szybką gratyfikację, ale na mozolną orkę i przyszły plon. Jako badaczka teatru sięgała głęboko do archiwalnych szuflad i strząsając kurz, wydobywała na światło dzienne puzzle do swoich wielkoformatowych układanek. Jako historyczka pieczołowicie spinała przeszłość z teraźniejszością, nie dla łatwej analogii, ale dla wydobycia mechanizmów, które wydawały jej się niezmienne. Jako krytyczka starannie budowała intelektualną i światopoglądową konstrukcję, w której spektakl zyskiwał trójwymiarowość, a jego twórcy i twórczynie poczucie, że ta analiza i opinia nie jest zawieszona w próżni - o Ewie Guderian-Czaplińskiej, zmarłej 2 stycznia, pisze Joanna Krakowska w Dialogu.
Filippides ostatkiem sił przybiegł do Aten z wiadomością, która była dobra i zła: Grecy wygrali brawurowo bitwę pod Maratonem, ale wroga flota płynie teraz prosto na Ateny. Dobrą wiadomość Ateńczycy będą mogli w przyszłości opiewać i zdążą się nią jeszcze nacieszyć, ale teraz przerazili się złą. Muszą zmobilizować siły i obronić miasto. Militarny aspekt pomińmy, pozostańmy przy metaforycznym, który ma wiele niuansów. Czytając artykuły, książki, teksty krytyczne Ewy Guderian-Czaplińskiej, pozostajemy we władzy tego antycznego posłańca, który mówi nam, że jest dobrze i źle jednocześnie. Źle i dobrze jest z nami, z teatrem, ze światem, bo chociaż popełniliśmy błędy, spektakl był marny, a świat niebawem się skończy, to dostrzeżono nasze wysiłki, spektakl dał do myślenia, a katastrofę może razem udałoby się nam zażegnać? Ta złożoność widzenia, dostrzeganie negatywności i docenianie pozytywności to wypadkowa niezda