"Manru" Ignacego Jana Paderewskiego w reż. Marka Weissa, koprodukcja Teatru Wielkiego - Opery Narodowej w Warszawie i Teatru Wielkiego w Poznaniu. Pisze Dorota Szwarcman w Polityce.
Dobrze, że przypomniano tę operę. Nie tylko z powodu rocznicy wiadomego wydarzenia z historii Polski i że to twórczość jednego z tych, którzy je wywalczyli. Po prostu jest to dzieło naprawdę dobre i niesłusznie zapomniane (a swego czasu jako jedyna polska opera zostało wystawione w nowojorskiej Metropolitan Opera!), po drugie - pod względem treści okazuje się niezwykle aktualne. Marek Weiss stworzył realizację uwspółcześnioną, ale nieprzesadnie udziwnioną. Kiedy z wiejskiego wesela grupa "ziomali" (jak nazywa ich reżyser) prześladuje bohaterkę Ulane i jej cygańskiego męża Manru, widzimy obrazy, które zdarzają się niestety i dziś. To jest bowiem opowieść o pojawieniu się Innego, nieudanej próbie jego adaptacji oraz wykluczeniu. Opera wykorzystuje zmodyfikowane wątki z"Chaty za wsią"Józefa Ignacego Kraszewskiego, a reżyser jeszcze je nieco zmienił: złagodził tragiczny finał, w którym w oryginale Ulana (jak Halka) popełnia samobójstwo. Mocną