Obrazoburczy gest Joanny Szczepkowskiej podczas premiery "Persony. Ciała Simone", wymierzony w Krystiana Lupę albo praktykę "poszukującego" teatru odwraca uwagę od spektaklu - najgorszego od lat dzieła wybitnego reżysera. Spektakl obnaża to, co w teatrze Krystiana Lupy pretensjonalne i mętne. I trudno tłumaczyć to świadomą strategią reżysera.
Popremierowy tydzień upłynął pod znakiem medialnej wrzawy, jakiej nie wywołało od lat żadne wydarzenie teatralne. Krystian Lupa w specjalnym oświadczeniu zdystansował się od zachowania swej aktorki, uznając je za performerską inicjatywę Szczepkowskiej wypaczającą sens finałowej sekwencji przedstawienia. Sama sprawczyni skandalu tłumaczyła, że pokazanie nagich pośladków nie było skierowane przeciw inscenizatorowi, ale służyło udowodnieniu, do czego może sprowadzać się przekraczanie granic na scenie. A to nadrzędny, jak mówią jeden przez drugiego twórcy, cel nowego poszukującego teatru, permanentnie znajdującego na bezpiecznym etapie "work in progress". Wtedy wydawało się, że awantura zakończy się polubownie. Kolejne pokazy drugiej części tryptyku Lupy doszły do skutku z udziałem Szczepkowskiej, która podkreślała, że wspólnie z reżyserem ustalili, że nadal będzie grała swoją rolę. Szybko okaza�