"Czarodziejski flet" to jedno z tych dzieł, które tak samo mogą zachwycić dziecko, jak i wzruszyć do łez najbardziej doświadczonego z ludzi, a najmędrszego wznieść w wyższy świat. To słowa znawcy Mozarta, Alfreda Einsteina. W inscenizacji Janusza Wiśniewskiego opera Mozarta tej baśniowej dwoistości raczej nie ma. "Czarodziejski flet" Wiśniewskiego jest trochę duszny, zaskakująco mroczny, zaludniony widziadłami, manekinami i maszkarami. Najbardziej twórcza i oryginalna we wrocławskim przedstawieniu jest właśnie koncepcja Janusza Wiśniewskiego. Jego pomysły scenograficzne i reżyserskie nadają wszystkiemu wyraźny styl. Wiśniewski zrezygnował z konwencji scenicznej "Czarodziejskiego fletu", z tradycyjnego "baśniowego pleneru" (a trochę szkoda) na rzecz małej, zamkniętej przestrzeni. Tamina atakuje w pierwszej scenie nie groźny wąż, lecz własna wyobraźnia i senny majak. Papageno to nie tradycyjny ptasznik, ale postać trochę kawia
Tytuł oryginalny
Manekiny nie zaśpiewają
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Dolnośląska nr 62