"Czego nie widać" w reż. Jana Tomaszewicza w Teatrze im. Osterwy w Gorzowie Wlkp. Pisze Dariusz Barański w Gazecie Wyborczej - Zielona Góra.
Teresa Lisowska jako pani Clacket. Nie... jako aktorka grająca panią Clacket. Zresztą - wszystko jedno. Problem jest jeden: sardynki wychodzą, słuchawka zostaje! Widzimy to, co widać. Widzimy to, czego nie widać. A po pewnym czasie jesteśmy pewni, że Jeśli to jednak jest choćby w połowie tak zwariowane i śmieszne, jak to, co opisał Michael Frayn w swojej farsie, .Czego nie widać", to teatr jawi się jako wcale niezły dom wariatów. I taki chyba jest i musi być - w końcu premiera tuż tuż na scenie wszystko musi grać jak w zegarku i to w dodatku nastawionym przez reżysera. A tu każdy trybik to indywidualność, każda sprężynka to artystka, każda śrubeczka chce działać po swojemu. I na dodatek to wszystko czuje, myśli, ma emocje, które wyraża albo skrywa... Mimo wysiłków zegarmistrza cały ten mechanizm i tak nie ma szans, aby funkcjonował wedle praw fizyki i logiki. Najpierw widzimy próbę tego, co ma być widać. I to już jest śmieszne. W drugim