- W Polsce ani nie można było zarobić na teatrze, ani umrzeć z głodu. W Ameryce to się od razu przekłada: odnosisz sukces i zaczynasz zarabiać, jak nie - lądujesz w parku - mówi prozaik i dramatopisarz JANUSZ GŁOWACKI.
Magdalena Miecznicka: Wiem, że rzadko udzielasz wywiadów. Dlaczego? Uważasz, że to absurdalne, by człowiek, który pisze, jeszcze o tym mówił? JANUSZ GŁOWACKI: Wolę pisać coś nowego, niż opowiadać o tym, co było i się skończyło. W kółko. Ale nie trzeba mówić o twórczości, można o palących problemach współczesności. Pisarz jest przecież autorytetem. - Poważnie mówisz? Popatrz, tylko coś się dzieje na świecie, i dziennikarze natychmiast dzwonią do pisarzy, żeby się wypowiedzieli. Na przykład ostatnio w sprawie ministra Giertycha i lektur szkolnych. - Do mnie nikt nie dzwonił. No bo już pewnie przyzwyczaiłeś dziennikarzy, że się nie wypowiadasz. A co byś powiedział, gdyby zadzwoniono? - Mnie w tej całej sprawie przede wszystkich zdziwiło ogólne zdziwienie. Przecież widziały gały, co brały. Myślę, że za kilkadziesiąt lat, kiedy dziadkowie będą opowiadać wnukom o IV RP, dzieci będą miały kłopot z uwierzeniem. Dl