- Dlaczego mamy operować tylko językiem ulicy i oglądać aktorów w dżinsach z puszką coca-coli? I na dodatek z mikroportami przecinającymi twarze? To jest nowoczesność? - pyta ANDRZEJ SEWERYN, dyrektor Teatru Polskiego w Warszawie, w rozmowie z Katarzyną Janowską z Przekroju.
Rozumie pan polską publiczność? - Skąd pani wie, że to mnie ostatnio bardzo zajmuje? Bywam w pana teatrze. "Żeglarz", "Polacy", "Nowy Don Kichot" - ostatnie premiery nie były udane. Krzywią się na nie krytycy, ale i - co gorsza - widzowie. Więc chyba jest problem. - Absolutnie się z panią nie zgadzam. Mamy procentowo większą publiczność niż w poprzednich latach! Podaje pani trzy tytuły premier i na tej podstawie wysnuwa zbyt szybko i zbyt daleko idące wnioski. Jeszcze w zeszłym roku z zagrożoną płynnością finansową Teatr Polski działał, zapraszając Teatr Gardzienice, organizując koncerty związane z Rokiem Chopinowskim czy produkując "Anty-Edypa" Wysockiej i Zadary. Na początku stycznia, po objęciu przeze mnie dyrekcji zagraliśmy przy pełnej sali mój monodram "Wyobraźcie sobie...", daliśmy premierę "Szczęśliwych dni" i "Końcówki" Becketta, zainaugurowaliśmy Salon Poezji, którego widzowie co dwa tygodnie wypełniają Dużą Salę teatru, na