Z Mariuszem Trelińskim rozmawia Stefan Drajewski
Pojawił się pan długo i niecierpliwie wyczekiwany w Poznaniu, by rozpocząć próby opery Giordano "Andrea Chenier"... - Przyjechałem prosto z Cejlonu i jestem nieprzytomny ze zmęczenia. Potrzebuję parę dni na poznanie ludzi, z którymi będę przez najbliższe tygodnie pracował. Czyżby na Cejlonie realizował pan jakąś operę? - Zostawmy wakacje. Myślałem cały czas o tym, co mnie czeka w Poznaniu. Bardzo się cieszę, że już jestem na miejscu i mogę się zabrać do pracy. Nasze drogi - ze Sławomirem Pietrasem zeszły się chyba w 1994 roku. On już wtedy wiedział, że będę realizował opery, zanim ja się tego dowiedziałem. Nie miałem wtedy żadnego pomysłu, nie znałem się na operze, zresztą nadal do końca się na niej nie znam. Jestem wdzięczny dyrektorowi, że już wtedy dostrzegł we mnie ten rys operowy. Podobno "Andrea Chenier" jest w programie oper, którymi interesuje się pan od dawna. - Nie robiłbym rzeczy, która by