"Jak być kochaną" wg Kazimierza Brandysa w reż. Leny Frankiewicz w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Maciej Stroiński w Przekroju.
Motto: "Miałem coś tu zrobić - nie pamiętam co w tej chwili, / miałem gdzieś zadzwonić - nie pamiętam gdzie w tej chwili. / Mam dziurę w głowie - jak delfin, jak delfin, jak delfin" (Don Poldon, "W tej chwili") Do egzaminu z filmu polskiego, najtrudniejszego na moim kierunku (filmoznawstwo UJ), ryłem trzy tygodnie. Trzy tygodnie oglądania, siedem dni w tygodniu, sześć lub siedem filmów dziennie. Wtedy jeszcze z VHS-u. Tylko parę było spoko i byłem im wdzięczny: "Pętla", "Pociąg", "Panny z Wilka", czarna seria dokumentu, "Konopielka", "Przesłuchanie", "Matka Królów" i "Jak być kochaną". "Jak być kochaną", spektakl w Narodowym, jest adaptacją prozy Brandysa, a nie filmu Hasa, ale widownia to fani Krafftówny, myself included, a nie jakiejś tam Felicji. Każda, która ją zagra, zawsze już będzie niedo-Krafftówną. Aktorka w roli Felicji musi być zatem odważna albo z góry się pogodzić, że idzie w przegraną. A jest to rola marzenie: po pierw