- Wierzę w teatr, w żywy, prawdziwy kontakt z człowiekiem. Aktorzy są troszkę władcami dusz, w pewien sposób rządzą publicznością. Ale muszą czasami nieźle się napracować, żeby ich przesłanie do adresata dotarło - mówi HANNA CHOJNACKA, aktorka Teatru im. Szaniawskiego w Płocku.
Lena Szatkowska: Czy jako uczennica lubiła pani chodzić na szkolne spektakle? - Wolałam pójść do teatru wieczorem. To było zupełnie inne przeżycie, inna magia. Pójście rano w ramach lekcji - nie wiem, czy to jest dobry sposób na zainteresowanie sztuką. Spektakle dla młodzieży i dorosłych powinny być grane wieczorem. Bajki dla dzieci - wcześniej. Myślę, że w każdym mieście są ludzie, którzy chcą iść na wieczorny spektakl, tylko muszą mieć na co. A w naszym teatrze są przecież różne propozycje repertuarowe. Przyszła pani prosto z przedpołudniowego przedstawienia "Ślubów Panieńskich". Jak reagowała młoda widownia? - Jak dojrzała, dorosła widownia. Swoimi reakcjami, zwłaszcza w drugim akcie, potwierdziła, że słucha, rozumie i chce się bawić. Takich widzów lubię. Reżyser Tomasz Grochoczyński powiedział kiedyś, że każdego aktora trzeba "kopać", żeby nie zgnuśniał, bo aktor jest trochę leniwy. Czy przed premierą bardzo