Przyznaję, że teatr radiowy uważam za dziedzinę sztuki dotkniętą kalectwem. Radio odznacza się poza wieloma wadami tysiącem zalet, to prawda; nie stworzyło ono jednak nowej dziedziny sztuki aktorskiej - pisał Erwin Axer w "Listach ze sceny".
Przeciwnie. Zubożyło ją, ogałacając z rzeczy bardzo ważnej, z widoku aktora. Z możności śledzenia akcji przy pomocy wzroku. Radio uczyniło z nas ślepców. Mniejsza z tym, Telewizja wkrótce niejedno w tej dziedzinie naprawi. Nie sądzę, żeby otworzyła rewelacyjne perspektywy dla popularyzacji widowisk teatralnych, ale będzie chyba w stanie dać przynajmniej tyle, ile dał w tej dziedzinie film. Jeżeli trudno kontentować się namiastką teatru, jaką jest słuchowisko radiowe, to jednak trudno jest pomijać je z lekceważeniem, a to dla jego olbrzymiej wprost popularności. Popularność ta ma swoje źródła w stosunkowo dużym rozpowszechnieniu radia, w jego wielkiej sile upowszechniającej. Wystarczy jednorazowa audycja, wystarczy, aby raz jeden fale elektromagnetyczne rozesłały po Polsce słuchowisko, a przez najbliższe tygodnie stada listów z całego kraju nadlatują do rozgłośni. Słuchacze dopominają się zwłaszcza o sztuki grane w teatrach większych