Trzy - Rittner, Szaniawski, teraz znowu Racine - trafione przedstawienia w ciągu jednego sezonu. Na najgorszej chyba w Warszawie scenie, płytkiej, niskiej, ciasnej, fatalnie nieproporcjonalnej, przytłaczającej aktora, zmuszającej reżysera do niesłychanej powściągliwości i "umiaru" inscenizacyjnego. Z tej biedy lokalowej udało się Małej Scenie stołecznego Teatru Narodowego uczynić cnotę: w czystej, prostej realizacji scenicznej "Wilków w nocy", "Mostu" i "Brytanika" da się odczytać coś na kształt skromniutkiego stylu z ulicy Czackiego. Stylu? Wymawiający wszystkie zgłoski alfabetu polskiego aktorzy mówią poprawnie tekst autorów znanych od dawna i solidnie wprowadzonych na scenę, literatura i realizacja sceniczna nie są w jawnej dysharmonii, Szaniawski ma swojego Wyrzykowskiego, Rittner - Szletyńskiego, scenografia w komponowanym stylu akademickim... A jednak - styl. Trzy przedstawienia, w których widać najlepiej klasę i możliwości aktorów Teatru Narod
Tytuł oryginalny
Mały Teatr Narodowy
Źródło:
Materiał nadesłany
Przegląd Kulturalny nr 12