Istnieją zasadniczo dwie kategorie przedstawień teatralnych. Pierwsza to te, na których siedzi się od początku do końca. W drugiej mieszczą się te, które opuszcza się na przerwie. "Bożyszcze kobiet" z Teatru Syrena nie należy ani do jednej, ani do drugiej.
Pierwsza część farsy Neila Simone'a to historia erotycznego nieudacznika, który - by zacytować starą pieśń: "Ma ochotę na chwileczkę zapomnienia" - do mieszkania własnej mamusi sprowadza sobie dwie panie. Jedna to erotomanka, pijaczka i nikotynistka, druga - to wariatka zaciągająca się marychą. Sytuacja znana, pół wieku temu opowiedziana w fenomenalnej "Garsonierze" z Marylin Monroe i Jackiem Lemonnem. Już by się wydawało, że tak jak na tamtym stareńkim filmie ze sceny przy Litewskiej będą nam strzelać race humoru i szrapnele dowcipu, cóż, gdy najlepszy żart to pytanie zadane pokasłującej palaczce: "Śpisz z nawilżaczem?" - na co pada odpowiedź: "Jeszcze nie, ale na tym się chyba skończy". Po tej serii beztroskich witzów, którym towarzyszy dość oszczędny śmiech publiczności, ma się ochotę zapalić maryśkę, zasnąć z nawilżaczem lub nawet z sokowirówką - byle w domu i z dala od Litewskiej. Na scenie jako Barney - Piotr Gąsowski z d